Archiwum kategorii: lekarz internetowy

Lekarz Bartosz Fiałek

Niejaki Bartosz Fiałek, lekarz z obowiązkowym ostatnio wśród młodych lekarzy profilem na Facebooku („7006 osób lubi to”), napisał właśnie takiego oto posta:

Otóż Szanowny Panie Lekarzu, 

Niestety najwyraźniej chyba nie do końca Pan rozumie, na czym polega problem…

Żadna szczepionka przed wprowadzeniem do obrotu nie ma szans na rzetelną weryfikację jej bezpieczeństwa na grupie kilku milionów losowo wybranych dzieci, noworodków, wcześniaków, mniej lub bardziej zdrowych – bo przecież Wy, lekarze, zgodnie z zaleceniami WHO dopuszczacie do szczepienia nawet dzieci z „lekką infekcją” lub tuż po antybiotyku, prawda?

Dziecko, które lekko gorączkuje, można bez problemu zaszczepić, bo przecież „to tylko lekka gorączka”.

Ale czy zna Pan szczepionki, które przed wprowadzeniem do obrotu były testowane na dzieciach niedożywionych, z nowotworami, na wcześniakach o zaniżonej masie urodzeniowej, na dzieciach z przewlekłymi chorobami serca, nerek lub wątroby, na dzieciach w trakcie kuracji antybiotykowej?

Zgodnie z Waszymi „wytycznymi” takie dzieci można bez najmniejszego problemu szczepić, prawda?

Jak Pan doskonale wie – lub przynajmniej jak Pan wiedzieć powinien – badania kliniczne fazy trzeciej (czyli badania „przedrejestracyjne”) prowadzi się na grupie najczęściej zaledwie kilku tysięcy starannie wybranych, czyli możliwie jak najzdrowszych ochotników, poddając ich obserwacji najczęściej przez kilka dni, lub co najwyżej tygodni od początku eksperymentu, czyli od chwili podania szczepionki testowej  i… szczepionki referencyjnej, bo w takich badaniach przecież nikt nie porównuje nowych szczepionek z obojętnym placebo, tylko z inną szczepionką…

Takie „badania bezpieczeństwa” świadczą więc co najwyżej o tym, że szczepionka badana nie jest bardziej niebezpieczna, niż szczepionka referencyjna, o ile oczywiście zostanie podana przy zastosowaniu dokładnie tych samych kryteriów wykluczających, które stosowano podczas badania klinicznego.

Dlatego też każda szczepionka po wprowadzeniu do obrotu wchodzi od razu – już od pierwszego dnia – w tak zwaną „fazę IV badań klinicznych”, która polega na tym, że każde podanie tej szczepionki każdemu dziecku jest tak naprawdę testem (eksperymentem) pomagającym w wykryciu nowych, dotychczas nieznanych przeciwwskazań oraz nowych, dotychczas nieznanych działań ubocznych:

Bo jeżeli jakaś szczepionka statystycznie zabija jedno dziecko raz na 500tys. dawek, to w badaniach na kilku tysiącach zdrowych, dorosłych ochotników nikt tego przecież nie wykryje…

Więc jeżeli ktoś chce, aby na jego dziecku testowano, czy szczepionka Synflorix, Engerix, M-M-RVAXPRO, Priorix lub jakakolwiek inna, jest naprawdę bezpieczna – gdy zostanie podana dziecku po antybiotyku, dziecku z rakiem, dziecku z przewlekłą chorobą serca lub nerek, to niech sobie testuje, ale nikogo nie można zmuszać, aby jego dziecko obowiązkowo brało udział w takich testach.

A jest przecież jeszcze inny problem – mianowicie nikt w Polsce nie wie, ile ciężkich niepożądanych odczynów poszczepiennych NIEZGŁOSZONYCH przez Was – lekarzy – przypada na każdy ciężki niepożądany odczyn poszczepienny łaskawie przez Was jakimś cudem zgłoszony.

A to z kolei oznacza, że tak zwana „czwarta faza badań klinicznych”, która w teorii jest „monitorowaniem bezpieczeństwa szczepionek”, to jedna wielka fikcja.

Bo aby takie „monitorowanie” miało sens, to trzeba rzetelnie (czyli: UCZCIWIE) zgłaszać i rejestrować każdy niepożądany odczyn poszczepienny, a nie jedynie taki, który jest „na pewno od szczepionki”, czyli w praktyce żaden ciężki, bo przecież jeśli dziecko tuż po szczepieniu ciężko zachoruje, lub umrze, to obowiązkowo niemal zawsze dla Was – lekarzy- to jest „na pewno nie od szczepionki” – nawet jeśli Wy – lekarze – nie potraficie wskazać przyczyny pogorszenia stanu zdrowia lub przyczyny zgonu…

Więc nawet jeśli szczepionka zabije jakieś dziecko na skutek nieznanej dotychczas reakcji ubocznej – ściśle związanej ze stanem zdrowia tego dziecka – to nie ma najmniejszej gwarancji, że dzięki ofierze w postaci tej śmierci takie nieznane dotychczas działanie niepożądane szczepionki zostanie wykryte – bo lekarz być może po prostu w ogóle nie zgłosi NOP, twierdząc, że to przecież „na pewno nie od szczepionki”.

Nie wiadomo od czego, ale przecież na pewno nie od szczepionki… 

Więc tak naprawdę w tym stanie rzeczy branie udziału w takich testach – nawet gdyby było absolutnie dobrowolne – nie ma najmniejszego sensu, bo nawet ewentualna śmierć dziecka w wyniku szczepienia najprawdopodobniej nie pomoże w wykryciu nieznanego wcześniej skutku ubocznego podania szczepionki.

Więc po co ryzykować i po co poświęcać życie swojego dziecka? W imię czego?

W imię „to na pewno nie od szczepionki”?

Czy gdyby szczepionki były naprawdę bezpieczne, to wymagałyby ciągłego „monitorowania”?

Dokładnie na tej samej zasadzie – czy gdyby wszyscy kierowcy na pewno jeździli zgodnie z przepisami ruchu drogowego, to „fotoradary” byłyby potrzebne?

Więc skoro już Pan musi brać udział w nakręcaniu paniki związanej z „epidemią koronavirusa”, to wypadałoby przy tym przynajmniej zachować trochę klasy…

 


Chcesz pomóc w utrzymaniu bloga szczepienie.info? Zajrzyj TUTAJ.