„W tej chwili mamy około 95% wyszczepienia na odrę” – czy Minister Zdrowia wie, co mówi?

Po tego typu wypowiedziach urzędnika bardzo łatwo można sprawdzić, czy urzędnik wie, o czym mówi, czy nie za bardzo. 🙂

Sprawdźmy więc, czy Minister Zdrowia rozumie, co powiedział stwierdzając, że „W tej chwili mamy około 95% wyszczepienia na odrę”.


Źródło: https://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/popoludniowa-rozmowa/news-szumowski-obowiazkowe-szczepienia-dla-obcokrajowcow-pomysl-c,nId,2979397

Każdy może sprawdzić osobiście, czy Minister Zdrowia wie, co mówi, wysyłając do Pana Ministra takiego oto maila:


email: kancelaria@mz.gov.pl
temat maila: wniosek o informację

Szanowny Panie Ministrze Zdrowia,

W wypowiedzi dla RMF.FM powiedział Pan, cytuję „W tej chwili mamy około 95% wyszczepienia na odrę”: https://fakty.interia.pl/prasa/newsamp-dgp-zmasowany-atak-odry-padl-rekord-w-polsce-i-na-swiecie,nId,3172600

W związku z powyższym proszę o udzielenie mi następującej informacji:

Czy należy rozumieć, że obecnie około 36,5 miliona Polaków (czyli około 95% z 38,4 miliona wszystkich Polaków mieszkających w Polsce) może się wylegitymować szczepieniem na odrę?

Jeśli tak, to jaki odsetek spośród 36,5 miliona Polaków wyszczepionych przeciw odrze to osoby z dwiema dawkami szczepienia przeciw odrze (lub szczepienia MMR)?

Jeśli nie, to wnoszę o udostępnienie mi następującej informacji: aktualna na 30 czerwca 2019 liczba Polaków (szacunkowo z dokładnością do 100tys. osób) zaszczepionych jedną dawką szczepionki MMR bądź szczepionki przeciw odrze oraz aktualna na 30 czerwca 2019 liczba Polaków (szacunkowo z dokładnością do 100tys. osób) zaszczepionych dwiema dawkami szczepionki przeciw odrze (bądź MMR, bądź przeciw odrze i MMR).

Zakładam, że Pan Minister wie, co mówi, jeśli publicznie oświadcza, że „W tej chwili mamy około 95% wyszczepienia na odrę”.

Z poważaniem,
…………………………..

Czy Program Szczepień Ochronnych jest bezpieczny?

Odpowiedź na tytułowe pytanie tego posta jest oczywiście niezmiennie od wielu lat bardzo krótka i bardzo prosta:

Nie wiadomo.

Oczywiście ktoś (a zwłaszcza lekarz przed szczepieniem) może Wam powiedzieć, że „szczepienia są bezpieczne, bo szczepionki to najlepiej przebadane…” i tak dalej, oraz że „ciężki NOP to 1 na milion”, ale to nadal będzie jedynie obrzydliwa próba manipulacji faktami, choćby dlatego, że ciężki NOP to być może faktycznie jest zgłaszany raz na milion, co jeszcze wcale nie oznacza, że występuje raz na milion…

Poniżej wyjaśnię, dlaczego nikt w Polsce nie wie, czy szczepienia są rzeczywiście bezpieczne. Wykorzystam w tym celu opinię eksperta pochodzącą z internetowej „biblii” lekarzy, czyli z portalu Medycyna Praktyczna.

Oto na stronie https://www.mp.pl/pacjent/szczepienia/ekspert/83874,czy-szczepienia-sa-bezpieczne MP publikuje odpowiedź ekspertki, Pani Doktor Ewy Talarek na pytanie „Czy szczepienia są bezpieczne?”.

Pani Doktor Talarek udzieliła na to pytanie następującej odpowiedzi:

Oczywiście Pani Doktor Talarek ani słowem nie wspomniała o tym, że badania bezpieczeństwa przed wprowadzeniem szczepionki na rynek wykonuje się na starannie dobranych (czyli możliwie jak najzdrowszych) ochotnikach, więc tym badaniem producent co najwyżej udowadnia, że jego nowa szczepionka jest bezpieczna, o ile zostanie podana przy zastosowaniu tych samych kryteriów kwalifikujących do szczepienia, które zastosowano w badaniu bezpieczeństwa.

Oczywiście Pani Doktor ani słowem nie wspomniała również i o tym, że „badanie bezpieczeństwa” polega na porównaniu szczepionki badanej do innej szczepionki o podobnym składzie, lub co najwyżej do „szczepionki” bez antygenów. Tak więc jedynym czynnikiem, który w czasie takich badań faktycznie jest poddawany analizie, jest sam „rdzeń” szczepionki, czyli jej antygeny. „Badanie bezpieczeństwa” nie porównuje więc działania szczepionki jako całości (antygeny + substancje pomocnicze) w zestawieniu z obojętnym placebo.

Innym słowy:

Szczepionka badana jest „bezpieczna”, jeśli nie zabije więcej dzieci, niż szczepionka referencyjna.

Na tym właśnie polegają owe „badania bezpieczeństwa”, choć oczywiście żaden lekarz Ci o tym dobrowolnie nie powie.

Czy więc szczepionki, które są „bezpieczne”, bo nie zabijały więcej dzieci, niż szczepionki referencyjne w czasie „badań bezpieczeństwa”, oznaczają, że cały Program Szczepień Ochronnych jest bezpieczny?

Pani Doktor Ewa równocześnie bardzo słusznie docenia wagę monitorowania bezpieczeństwa szczepień poprzez zgłaszanie „wszystkich sygnałów dotyczących ewentualnych niepożądanych odczynów poszczepiennych”.

Z akcentem na „wszystkich”, bo takie monitorowanie ma sens tylko wtedy, gdy zgłaszany i rejestrowany jest faktycznie każdy objaw chorobowy związany czasowo ze szczepieniem.

I tu właśnie docieramy do sedna, ponieważ obecnie nikt w Polsce nie wie, co który niepożądany odczyn poszczepienny ma to szczęście, że zostaje przez lekarza zgłoszony do sanepidu.

To oznacza, że nikt w Polsce nie może zagwarantować, że KAŻDY niepożądany odczyn poszczepienny (a zwłaszcza każdy ciężki niepożądany odczyn poszczepienny) zostanie zgłoszony, a więc „wychwycony” przez system.

Pani Doktor napisała, że „W przypadku możliwego związku przyczynowo-skutkowego przeprowadza się badania, mające na celu sprawdzenie hipotezy, że dana szczepionka może wywołać określoną chorobę. Jeśli nie można takiego związku wykluczyć, szczepionkę się wycofuje.”

Jak wykluczyć „możliwy związek przyczynowo-skutkowy” (czyli związek ze szczepieniem) śmierci łóżeczkowej dziecka kilka dni po szczepieniu, skoro taki zgon z definicji jest „zgonem z nieznanych przyczyn”?


Źródło: https://www.csioz.gov.pl/fileadmin/user_upload/Wytyczne/statystyka/icd10tomi_56a8f5a554a18.pdf

Jedyna metoda stwierdzenia związku przyczynowego ze szczepieniem w tym przypadku polega na zarejestrowaniu wszystkich takich zgonów wśród dzieci szczepionych oraz nieszczepionych i porównaniu częstości tych zgonów w jednej i drugiej grupie.

No ale przecież nikt w Polsce nie wie, ile dzieci co roku umiera na SIDS wkrótce po szczepieniu.

To gdzie jest to „monitorowanie” i na czym ono polega, skoro nie ma takich danych?

Nikt w Polsce nie wie, jak często dzieci szczepione umierają z powodu „niewydolności krążeniowo-oddechowej”, tak jak choćby w tym przypadku, bo akurat ten zgon został zgłoszony jako NOP, więc o nim wiemy, że do niego doszło wkrótce po szczepieniu.

A o ilu takich zgonach nie wiemy, bo lekarze nie zgłosili NOP?

Nie ma również danych o hospitalizacjach dzieci wkrótce po szczepieniu. Nikt nie wie, ile dzieci co roku trafia do szpitali kilka albo kilkanaście dni po otrzymaniu szczepionki.

Tak więc nie wiemy, ile dzieci w Polsce szczepionki co roku zabijają, ile trwale upośledzają oraz ile hospitalizacji jest skutkiem szczepienia. Tego po prostu nikt w Polsce nie wie, ponieważ:

Lekarze nie zgłaszają niepożądanych odczynów poszczepiennych.

Jak często nie zgłaszają? No i tego właśnie nie wiadomo. I żaden urząd w Polsce nie odpowie Wam na to pytanie.

Dla porządku podkreślam:

Nie twierdzę, że szczepionki zabijają, lub że trwale upośledzają zdrowie.

Tego nie wiem. Stwierdzam jedynie fakt, że obecnie nie dysponujemy w Polsce żadnymi wiarygodnymi danymi, które pozwalałyby jednoznacznie ocenić, że szczepionki nie zabijają i że nie upośledzają, lub przynajmniej że zabijają i upośledzają na tyle rzadko, że nadal bardziej opłaca się szczepić, niż nie szczepić.

Rejestry niepożądanych odczynów poszczepiennych, które prowadzi inspekcja sanitarna, zawierają jedynie NOP-y ZGŁOSZONE. Nie oznacza to, że zawierają WSZYSTKIE niepożądane odczyny poszczepienne, do których faktycznie doszło. Nie można wykluczyć, że wiele z tych NOP-ów po prostu nie zostało zgłoszonych.

I dlatego właśnie nie wiadomo, czy Program Szczepień Ochronnych jest bezpieczny.

Co było do udowodnienia…

Jak to więc jest w ogóle możliwe, że rodzice w olbrzymiej większości dobrowolnie wyrażają zgodę na szczepienie ich dzieci, skoro obecnie nie ma danych, które świadczyłyby o tym, że w Polsce bezpieczniej jest szczepić, niż nie szczepić? Odpowiedź na to pytanie również jest bardzo prosta: bo owi rodzice po pierwsze nie zdają sobie sprawy z tego, że polski system rejestracji NOP to w tej chwili jedna wielka fikcja, a po drugie ślepo ufają lekarzom opowiadającym im bajki, że „NOP to jeden na milion”.

Szkoda jedynie, że rodziców, którzy są świadomi tej sytuacji, zmusza się do szczepienia ich dzieci i to za pomocą dość brutalnych metod, takich jak grzywny, czy choćby donosy do sądów rodzinnych i do ośrodków pomocy społecznej.

Gruźlica poszczepienna u dzieci szczepionych bez wykluczenia przeciwwskazań, czyli „lepiej nie wiedzieć”.

Podanie noworodkowi szczepionki BCG (przeciw gruźlicy) może doprowadzić nawet do śmierci dziecka, jeśli cierpi ono na wrodzone niedobory odporności, ale zostało zaszczepione, ponieważ lekarz przed szczepieniem nie dopełnił swojego ustawowego obowiązku wykluczenia przeciwwskazań.

W przypadku, gdy noworodek z wrodzonymi niedoborami odporności ciężko zachoruje w wyniku szczepienia BCG, oficjalne zalecenia publikowane przez Głównego Inspektora Sanitarnego (!!!) sugerują, aby nie wykonywać żadnych badań w kierunku wykrycia prątka szczepionkowego BCG!

Tak więc sam Główny Inspektor Sanitarny sugeruje, że „lepiej nie wiedzieć”. 👏👏👏

No bo po co sobie psuć statystyki „gruźlicą poszczepienną”…

Ile mamy dzieci nieszczepionych przeciw odrze – ewolucja informacji publicznej (na przykładzie WSSE w Olsztynie)

Z pozoru proste pytanie o liczbę dzieci „uchylających się” od szczepienia MMR, najwyraźniej nieco przerosło Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego w Olsztynie.

Oto ułożone chronologicznie, kolejne odpowiedzi które otrzymywałem z Olsztyna.

Najpierw twierdzili, że liczba dzieci, które nie otrzymały ani jednej dawki MMR to 62:

Poprosiłem więc o doprecyzowanie:

do: Epidemiologia WSSE Olsztyn <epidemiologia.nadzor@sanepid.olsztyn.pl>
data: 14 sie 2019, 13:17

Przepraszam, ale z załączonej odpowiedzi nie wynika, czy liczba 62 to dzieci „uchylające się” czy to liczba wszystkich dzieci bez ani jednej dawki MMR, włączając w to dzieci z odroczeniem od szczepień.

Proszę więc o doprecyzowanie zgodnie z treścią zadanego przeze mnie pytania, aby udzielona odpowiedź była jednoznaczna.


I w tym momencie przestałem rozumieć, co oni do mnie piszą:

Ale postanowiłem dać im jeszcze jedną szansę:

do: Epidemiologia WSSE Olsztyn <epidemiologia.nadzor@sanepid.olsztyn.pl>
data: 23 sie 2019, 14:07

Przepraszam ale ja bardzo wyraźnie, jak mi się wydaje, pytałem wyłącznie o dzieci, które nie zostały zaszczepione z powodu odmowy rodziców.

Proszę więc o podanie liczby dzieci które nie zostały w ogóle zaszczepione MMR (choć mają taki obowiązek) na skutek odmowy rodziców pomimo braku odroczenia od szczepienia.


No i teraz to już zupełnie się zgubiłem… 😀

Czyli „liczba dzieci, które nie otrzymały ani jednej dawki MMR w woj. warmińsko-mazurskim” wynosi 62 ale równocześnie „liczba dzieci w województwie warmińsko-mazurskim nie zaszczepionych ani jedną dawką szczepionki p/MMR w wyniku odmowy rodziców” wynosi 224.

No i jak to możliwe? Ktoś ma jakiś pomysł?

 

Jak wzbudzać nieufność wobec szczepień?

W jaki sposób wzbudzić nieufność wobec szczepień?

Jest na to niezawodna metoda:

Wejść w rolę eksperta, a potem konsekwentnie unikać odpowiedzi na zadawane pytania. 🙂

Strategie mogą tutaj być różne. Można na przykład udawać, że się pytania nie zrozumiało, odpowiadając na pytanie, które w ogóle nie zostało zadane. Można zaatakować pytającego sugerując, że nie ma on „zielonego pojęcia” (strategia: „Jakie w ogóle masz wykształcenie, żeby mnie o to pytać?”). Można również odpowiedzieć pytaniem na pytanie. Oczywiście można także zastosować łącznie więcej niż jedną z tych strategii…

Drodzy Państwo, Katarzyno, Natalio, Anno, druga Anno, druga Natalio, Tomaszu, i inni…

Jeśli chcecie, aby zaufanie do szczepień faktycznie rosło dzięki Waszej pracy polegającej na rozwiewaniu wątpliwości, to zdecydowanie najlepiej by było zacząć wreszcie po prostu odpowiadać na pytania zadawane Wam przez rodziców, którzy chcieliby się jedynie dowiedzieć,

czy prawdopodobieństwo, że szczepienia zabiją lub trwale upośledzą ich dziecko, jest większe, czy mniejsze od prawdopodobieństwa, że ich dziecko zabije lub trwale upośledzi choroba tak przerażająca, jak niewyobrażalnie potworna odra lub budząca grozę na całej planecie świnka.

No chyba że Waszym ukrytym celem tak naprawdę jest konsekwentne wspieranie coraz większej nieufności wobec szczepień?…

PZH wprowadza w błąd na temat celu badania kwalifikacyjnego – petycja do Dyrektora PZH

Jak pokazuje przykład lekarza Durajskiego, PZH wywiera dość silny wpływ na lekarzy, którzy są gotowi bezrefleksyjnie przepisywać ze strony PZH, traktując jako swoje, błędne informacje publikowane tam przez Państwowy Zakład Higieny.

Spróbujmy pomóc Państwowemu Zakładowi skorygować jeden z takich błędów wysyłając do Dyrektora PZH petycję o treści jak poniżej.

UWAGA! Kto nie chce, ten nie musi podawać adresu zamieszkania. Wystarczy, że ja podałem, więc przynajmniej jedną petycję będą musieli zarejestrować. 🙂

Treść petycji kopiujemy, wklejamy do maila i wysyłamy na adres dyrektor@pzh.gov.plTemat maila to po prostu „Petycja”.


Dyrektor Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny  
dr n. med. Grzegorz Juszczyk
E-mail: dyrektor@pzh.gov.pl

Korzystając z przysługującego mi prawa do składania petycji niniejszym kieruję do Dyrektora PZH petycję o pilną korektę – na stronie internetowej  http://szczepienia.pzh.gov.pl/materialy-dla-lekarzy/kwalifikacja-do-szczepienia/ – zdania:

„Badanie lekarskie jest ważne 24 godziny i ma na celu wykrycie ewentualnych przeciwwskazań do szczepienia, opóźnienie wykonania szczepienia, modyfikację schematu szczepień.”

polegającą na zamianie słów „wykrycie ewentualnych” na słowo „wykluczenie”.

Uzasadnienie

Zgodnie z art. 17 ust. 2 ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, celem lekarskiego badania kwalifikacyjnego przed obowiązkowym szczepieniem ochronnym jest wykluczenie przeciwwskazań, a nie „wykrycie ewentualnych przeciwwskazań” więc zdanie zamieszczone przez PZH na w/w stronie internetowej wprowadza lekarzy i rodziców w błąd co do celu, w jakim przeprowadza się lekarskie badanie kwalifikacyjne.

Dowodem na to, że w/w publikacja PZH ma realny wpływ na poglądy prezentowane przez lekarzy jest blog http://www.doktorekradzi.pl/jak-wyglada-kwalifikacja-do-szczepien-2/ gdzie lekarz Durajski niemal przekopiował wprowadzającą w błąd treść ze strony internetowej PZH powielając tym samym nieprawdziwą informację, jakoby celem kwalifikacji do szczepienia było „wykrycie ewentualnych przeciwwskazań do szczepienia” a nie wykluczenie tych przeciwwskazań.

Przedmiotowe zdanie – aby nie wprowadzało w błąd – winno więc brzmieć następująco:

„Badanie lekarskie jest ważne 24 godziny i ma na celu wykluczenie przeciwwskazań do szczepienia, opóźnienie wykonania szczepienia, modyfikację schematu szczepień.”

Z uwagi na powyższe niniejsza petycja jest w pełni zasadna.

Oświadczam, że nie wyrażam zgody na publikację moich danych osobowych.

Pouczenie: Niniejsza petycja podlega niezwłocznej publikacji na stronie internetowej PZH stosownie do art. 8 ust. 1 Ustawy z dnia 11 lipca 2014 r. o petycjach.

………………………..
[imię, nazwisko, adres zamieszkania]

Dlaczego fałszowanie statystyk NOP przez PZH jest niebezpieczne?

Państwowy Zakład Higieny fałszuje statystyki NOP. Dowodem na to są roczne raporty o szczepieniach ochronnych, które PZH publikuje na stronie internetowej „epimeld” pod adresem http://wwwold.pzh.gov.pl/oldpage/epimeld/index_p.html

Na czym polega to fałszowanie?

Na zaliczaniu zgłoszeń NOP zakończonych zgonem do kategorii „Inne zgłoszenia”, czyli na zmianie kwalifikacji zgłoszenia z „ciężki NOP” na „nie-NOP”.

Jeśli dziecko umrze kilka dni po szczepieniu, na przykład z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej, a lekarz zgodnie z prawem  zgłosi ten oczywisty niepożądany odczyn poszczepienny zakończony zgonem do sanepidu – jako ciężki NOP, to potem Państwowy Zakład Higieny uzna, że to nie był żaden NOP:

Takie postępowanie PZH jest skandaliczne, karygodne i jest jawną kpiną ze wszystkich rodziców oraz dzieci podlegających „szczepieniom ochronnym”, ale jest przede wszystkim groźne, bo może stwarzać zagrożenie dla wszystkich dzieci poddawanych obowiązkowym szczepieniom.

Otóż jeśli Państwowy Zakład Higieny konsekwentnie neguje każde zgłoszenie zgonu jako NOP, to w ten sposób wysyła do lekarzy sygnał:

„Nie zgłaszajcie zgonów jako NOP, bo my i tak zawsze uznamy, że to nie był NOP, a Wy wyjdziecie w ten sposób na amatorów, którzy nie znają się na swojej robocie.”

Wyobraź sobie, że jesteś lekarzem, trafiasz na przypadek niewyjaśnionego zgonu dziecka kilka dni po szczepieniu. Zgłaszasz niepożądany odczyn poszczepienny, no bo przecież trzeba zgłosić i odnotować, że dziecko zmarło nie wiadomo dlaczego kilka dni po szczepieniu, ponieważ ustawa mówi jasno, czym jest NOP:

A potem dowiadujesz się, że według Państwowego Zakładu Higieny Twoje zgłoszenie to nie był żaden NOP, a jedynie „Inne zgłoszenie”.

Czy następnym razem zgłosisz kolejny taki zgon jako NOP, czy może raczej dasz sobie już spokój, no bo po co to zgłaszać, skoro finalnie PZH i tak uzna, że to było jedynie „Inne zgłoszenie” udowadniając Ci w ten sposób, że tak naprawdę nie znasz się na tym, co robisz, bo jako NOP zgłaszasz coś, co niepożądanym odczynem poszczepiennym przecież nie jest.

Więc po co się po raz kolejny ośmieszać zgłaszając kolejne zgony jako NOP?

Fałszowanie statystyk NOP przez PZH potencjalnie może więc zagrażać bezpieczeństwu dzieci poddawanych szczepieniom ochronnym, bo

konsekwentne negowanie przez PZH zgłoszeń zgonów jako NOP może lekarzy zniechęcać do zgłaszania niepożądanych odczynów poszczepiennych.

W ten sposób monitorowanie bezpieczeństwa „szczepień ochronnych” może być zaburzone, bo w jaki sposób Państwowy Zakład Higieny udowodni, że zmiana kwalifikacji zgłoszeń zgonów na nie-NOP nie zniechęca lekarzy do zgłaszania kolejnych zgonów, do których doszło w następstwie czasowym szczepienia?

Czy można rzetelnie monitorować bezpieczeństwo szczepień nie mając pewności, że każdy zgon, do którego doszło w wyniku pogorszenia stanu zdrowia w następstwie czasowym szczepienia, zostanie zgłoszony jako NOP?

Że lekarze są pod silnym wpływem Państwowego Zakładu Higieny można się przekonać choćby na przykładzie Łukasza Durajskiego, który na swoim blogu doktorekradzi.pl napisał niedawno tak:

Wyróżnione tutaj zdanie zostało niemal „zerżnięte” ze strony internetowej PZH:

Czyli Państwowy Zakład Higieny wprowadza lekarzy w błąd co do celu badania kwalifikacyjnego, którym jak wiadomo jest wykluczenie przeciwwskazań (art. 17 ust. 2 ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi), a nie „wykrycie ewentualnych przeciwwskazań”, a lekarz Durajski publikuje to zdanie jako swoje własne, czyli najwyraźniej w pełni akceptuje bzdury, które wypisuje PZH. Być może po prostu PZH jest dla młodego lekarza tak silnym  autorytetem, że Durajski nawet nie wpadłby na to, że zawartość strony internetowej PZH warto by było zweryfikować, zanim się ją przekopiuje na swoją stronę…

Zresztą nie tylko to jedno zdanie Durajski „zerżnął” niemal „jeden do jeden” ze strony PZH, kosmetycznie zmieniając jedynie kilka wyrazów – przypatrzcie się uważnie obu obrazkom powyżej. 🙂

Widzimy więc, jak silny wpływ na lekarzy mają publikacje PZH.

Czy ktokolwiek teraz uwierzy w to, że raport o szczepieniach ochronnych, w którym PZH wysyła do lekarzy jasny sygnał, że zgon tuż po szczepieniu, to nigdy nie jest NOP, nagle nie będzie miał na tych lekarzy żadnego wpływu i nie przełoży się na ich decyzje o zgłoszeniu lub niezgłoszeniu zgonu jako NOP?

Czy lekarz zapatrzony w PZH „jak w obrazek” śmie kwestionować decyzję PZH, że zgon z powodu niewydolności krążeniowo-oddechowej 5 dni po szczepieniu, to nie jest żaden NOP?

Dlaczego o tym wszystkim tutaj piszę?

Żebyś idąc z dzieckiem na szczepienie wiedziała, co odpowiedzieć lekarzowi, gdy usłyszysz od niego, że „ciężki NOP to jeden na milion”.

A co odpowiedzieć?

 – Skąd Pan doktor wie, że ciężki NOP, to jeden na milion skoro nikt w Polsce nie wie, ile dzieci co roku umiera wkrótce po szczepieniu?

Wykluczyć czy wykryć przeciwwskazania? Lekarza Łukasza Durajskiego problemy z czytaniem prawa

Czy wprowadzanie opinii publicznej w błąd nie powinno być jakoś karalne? Zwłaszcza jeśli dopuszcza się go publicznie przewodniczący Zespołu ds. Szczepień Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, członek Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego i Polskiego Towarzystwa Wakcynologii?

Mowa oczywiście o lekarzu Łukaszu Durajskim, który w wolnej chwili między jedną a drugą stacją telewizyjną znajduje także czas na prowadzenie profilu na Facebooku oraz bloga doktorekradzi.pl

A na owym blogu lekarz Łukasz popełnia taki oto tekst o lekarskim badaniu kwalifikacyjnym:


Żródło: http://www.doktorekradzi.pl/jak-wyglada-kwalifikacja-do-szczepien-2/

To teraz szybki test na spostrzegawczość: czego brakuje na powyższym obrazku? 🙂

Czyż nie jest „mistrzostwem świata” napisać tekst o lekarskim badaniu kwalifikacyjnym, którego ustawowym celem jest WYKLUCZENIE PRZECIWWSKAZAŃ i ani razu nie użyć w tym tekście słowa „wykluczać”? 🙂

Ale to jeszcze nie wszystko.

Lekarz Łukasz nie tylko ani słowem nie wspomniał o obowiązku wykluczenia przeciwwskazań, który spoczywa na lekarzu przeprowadzającym kwalifikację do szczepienia. On napisał, że lekarskie badanie kwalifikacyjne „ma na celu wykrycie ewentualnych przeciwwskazań do szczepienia”!

Wykrycie.

Ewentualnych…

A jest to przecież oczywista nieprawda, o czym można się w banalnie prosty sposób przekonać zerkając do ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, gdzie w artykule 17. ust. 2 czytamy:

„Wykonanie obowiązkowego szczepienia ochronnego jest poprzedzone lekarskim badaniem kwalifikacyjnym w celu wykluczenia przeciwwskazań do wykonania obowiązkowego szczepienia ochronnego.”

Tak więc lekarz Łukasz Durajski, przewodniczący Zespołu ds. Szczepień Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, członek Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego i Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, zdaje się nie odróżniać „wykluczenia przeciwwskazań” od „wykrycia ewentualnych przeciwwskazań”. Najwyraźniej wszystko mu jedno…

Oczywiście nie jest możliwe wykazanie, że lekarz Łukasz celowo wprowadza Was w błąd na swoim blogu. Nie można przecież wykluczyć, że lekarz Łukasz zwyczajnie nie rozumie tego, co czyta w ustawie o zapobieganiu oraz zwalczaniu i że naprawdę nie widzi różnicy między wykluczaniem, a wykrywaniem przeciwwskazań.

Z drugiej strony, czy w interesie lekarzy leży uświadamianie rodziców, że obowiązkiem lekarza przed szczepieniem jest wykluczenie przeciwwskazań?

Czyż nie jest o wiele prościej, jeśli rodzice przed szczepieniem ich dziecka są święcie przekonani, że rolą lekarza jest jedynie „wykryć ewentualne przeciwwskazania”? Ewentualne czyli jakie?…

Zwłaszcza że przed szczepieniem rzekomo nie trzeba robić żadnych badań… 🙂

Więc nie robimy przed szczepieniem żadnych badań i wykrywamy tylko to, co można wykryć jedynie za pomocą opukania, osłuchania, obejrzenia gardła oraz pomacania węzłów chłonnych.

I życie lekarza od razu staje się prostsze… 🙂

Zapyta ktoś: „A co z ustawą”?

A kto by się tam przejmował jakąś ustawą o zapobieganiu oraz zwalczaniu…

Lekarzu Łukaszu,

Wbij sobie wreszcie do głowy, że różnica między wykluczeniem, a wykryciem przeciwwskazań jest dość zasadnicza.

Nowotworu w początkowej fazie możesz u dziecka faktycznie nie wykryć, jeśli nie wykonasz odpowiednich badań. Ale Twój problem, lekarzu Łukaszu, polega na tym, że przed szczepieniem noworodka szczepionką BCG masz obowiązek ten nowotwór wykluczyć, a nie go jedynie „nie wykryć”.

Aby szczepienie mogło się odbyć, musisz również wykluczyć, a nie: „nie wykryć”, wrodzone niedobory odporności.

Porównaj sobie, lekarzu Łukaszu, te dwa zdania:

  • Nie wykryłem u dziecka wrodzonych niedoborów odporności.
  • Wykluczyłem u dziecka wrodzone niedobory odporności.

Jest różnica, prawda? Bo jeśli potem się okazało, że pozwoliłeś zaszczepić szczepionką BCG dziecko z wrodzonymi niedoborami odporności (których nie wykryłeś), to stwierdzając, że nie wykryłeś, nie kłamiesz. No bo ich nie wykryłeś, choć one istniały.

Ale gdybyś stwierdził, że wykluczyłeś u tego dziecka wrodzone niedobory odporności, to zostałbyś przyłapany co najmniej na błędzie lekarskim, o ile nie na poświadczeniu nieprawdy…

Jest różnica, prawda? I to zasadnicza…

Czy świadomy rodzic przed szczepieniem BCG zapyta: „W jaki sposób Pan Doktor nie wykrył, że moje dziecko może mieć wrodzone niedobory odporności”?

Czy może raczej: „W jaki sposób Pan Doktor wykluczył wrodzone niedobory odporności u mojego dziecka”?

I dlatego właśnie jako lekarz masz ustawowy obowiązek wykluczyć, a nie wykrywać.


Jak myślicie, czy lekarz Łukasz zdobędzie się na odwagę i nie tylko opublikuje poniższe dwa komentarze pod tym jego wpisem o lekarskim badaniu kwalifikacyjnym, ale wręcz udzieli odpowiedzi na zadane tam pytania?

Stwierdzam brak przeciwwskazań, których nie jestem w stanie wykluczyć – czyli jak się zaorać będąc lekarzem :)

Czy można jednocześnie stwierdzić brak przeciwwskazań do szczepienia, jednocześnie przyznając, że nie można ich wykluczyć?

Jeśli jest się lekarzem pediatrą, to można. 🙂

Jakie błędy popełnił pan doktor wystawiając to zaświadczenie?

Przede wszystkim poświadczył nieprawdę, bo napisał, że „mama nie wyraża zgody na szczepienie p/WZW szczepionką Euvax”. Jest to nieprawda i matka wniesie o sprostowanie tego kłamstwa, zresztą ma to wszystko nagrane więc w razie czego można sprawdzić, czy wyraziła, czy nie wyraziła zgody na szczepienie szczepionką Euvax. Bo wyraziła, ale oczywiście po wykluczeniu przeciwwskazań.

Po drugie, lekarz sam sobie zaprzeczył, bo poświadczył, że stwierdził brak przeciwwskazań do szczepienia, ale równocześnie przyznał, że „nie jest w stanie tego wykluczyć” czyli popełnił „samozaoranie” na poziomie mistrzowskim. 🙂

Po trzecie, napisał, że kieruje dziecko do konsultacyjnej poradni szczepień, pomimo że nie stwierdził przeciwwskazań do „długotrwałego odroczenia” dających podstawy do skierowania dziecka na konsultację specjalistyczną.

Pamiętajmy, że lekarz w wyniku badania kwalifikacyjnego może skierować dziecko na konsultację tylko w przypadku, gdy widzi podstawy do odroczenia od szczepień, i to w dodatku do długotrwałego odroczenia.

Właśnie w tym celu na druku zaświadczenia istnieje ta rubryka tuż nad rubryką „uwagi lub zalecenia lekarza”, ponieważ tak stanowi prawo, czyli ust. 5 w artykule 17 ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, który stwierdza, że:

W przypadku gdy lekarskie badanie kwalifikacyjne daje podstawy do
długotrwałego odroczenia obowiązkowego szczepienia ochronnego, lekarz kieruje osobę objętą obowiązkiem szczepienia ochronnego do konsultacji specjalistycznej.”

Co należy zrobić mając w rękach takie zaświadczenie? Należy przesłać jego kopię do sanepidu wnosząc o zakończenie wszelkich działań, które wobec nas prowadzi sanepid, ponieważ, jak wynika z zaświadczenia, obowiązek poddania dziecka szczepieniom ochronnym jest niewykonalny skoro sam lekarz przyznał, że nie jest w stanie wykluczyć przeciwwskazań.

A przecież lekarskie badanie kwalifikacyjne przed szczepieniem prowadzone jest „w celu wykluczenia przeciwwskazań do wykonania obowiązkowego szczepienia ochronnego”, jak stanowi art. 17 ust. 2 ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu. 🙂

Odpowiedź PZH na skargę na bezprawne działania pracowników PZH

Dla przypomnienia, skarga dotyczyła dziwnych praktyk, które od wielu lat mają miejsce w Państwowym Zakładzie Higieny. Owe praktyki polegają na zmienianiu kwalifikacji zgłoszeń niepożądanych odczynów poszczepiennych dokonywanych przez lekarzy. PZH po prostu „wie lepiej” od lekarza, czy NOP zgłoszony przez tego lekarza to NOP, czy „nie-NOP”.

Jeśli więc lekarz prześle do sanepidu zgłoszenie zgonu, który uznał za NOP, bo dziecko zmarło nagle kilka dni po szczepieniu, to w Państwowym Zakładzie Higieny taki NOP w „cudowny sposób” ulegnie przemianie w „nie-NOP”, czyli po prostu zniknie ze statystyki NOP, trafiając do kategorii „inne zgłoszenia”. Dzięki temu jakże genialnemu w swojej prostocie zabiegowi Polska może się niezmiennie chwalić niezwykłym wprost bezpieczeństwem szczepień, no bo przecież nie ma u nas w ogóle ciężkich NOP-ów zakończonych zgonem.

Problem polega na tym, że nie istnieje żaden akt prawny, który nadawałby Państwowemu Zakładowi Higieny takie uprawnienia do zmiany kwalifikacji zgłoszeń NOP.

Skoro taka podstawa prawna nie istnieje, to znaczy, że PZH działa bezprawnie – czyli fałszuje statystyki NOP, no bo skoro nie jest uprawniony do zmiany kwalifikacji NOP, to robi to nielegalnie. Za pomocą skargi chciałem dać dyrektorowi PZH szansę, aby może wreszcie tę podstawę prawną wskazał, udowadniając w ten sposób, że działania PZH nie są bezprawne.

Zwłaszcza że sam Państwowy Zakład Higieny przyznaje, że nie istnieje nawet żaden algorytm, na podstawie którego bliżej nieznani pracownicy PZH uznają sobie, że zgon kilka dni po szczepieniu to nie jest NOP.

Z całą skargą możecie się zapoznać TUTAJ, o tu jedynie wybrany fragment z uzasadnienia:


Zgodnie z §10 ust. 2 Rozporządzenia Ministra Zdrowia w sprawie niepożądanych odczynów poszczepiennych oraz kryteriów ich rozpoznawania (zwanym dalej “Rozporządzeniem”) “Dane z rejestru zgłoszeń niepożądanych odczynów poszczepiennych są udostępniane również zbiorczo Głównemu Inspektorowi Sanitarnemu lub wskazanej przez niego specjalistycznej jednostce celem przygotowania i podania do publicznej wiadomości informacji o niepożądanych odczynach poszczepiennych zgłoszonych na obszarze kraju”.

Rozporządzenie stanowi więc, że jedynym zadaniem “specjalistycznej jednostki”, którą w tym przypadku jest NIZP-PZH, jest wyłącznie “przygotowanie i podanie do publicznej wiadomości” informacji o niepożądanych odczynach poszczepiennych zgłoszonych w danym roku na obszarze kraju, natomiast pod pojęciem “przygotowania informacji” bez wątpienia nie sposób rozumieć podejmowanie jakichkolwiek działań, które zmierzałyby do zmiany charakteru tych informacji, podczas gdy bliżej mi nieznani pracownicy PZH podejmują właśnie takie działania – zmieniając (poprzez poddawanie analizie i kategoryzacji) charakter informacji, którą PZH powinien jedynie podać do publicznej wiadomości po otrzymaniu jej od Państwowej Inspekcji Sanitarnej.


Odpowiedzi na skargę udziela oczywiście nie kto inny jak pani Ewa Augustynowicz. Można odnieść wrażenie, że w tej instytucji nie pracuje nikt inny poza panią Ewą, bo cokolwiek by do nich nie napisać, to zawsze odpowiada pani Ewa.

Ciekawe czy na skargę na panią Ewę też opowie pani Ewa, uznając ją za bezzasadną… 🙂

Zdumiewające, że oni nadal z uporem godnym podziwu powołują się na umowę z GIS, w której nie ma ani słowa o rewidowaniu zgłoszeń NOP dokonywanych przez lekarzy. Pani Ewa pisze, że PZH „dokonuje czynności zmierzające co uporządkowania danych”. A który to akt prawny stanowi, że PZH „porządkuje dane” zgłoszeń NOP przesyłanych przez lekarzy do sanepidów? Bo nawet w umowie z GIS nie ma o tym ani słowa…

Czy więc pani Ewa wybroniła się z zarzutów postawionych w mojej skardze?

To już musicie ocenić sami. Nie mnie osądzać. 🙂